ArtykułyInformacje

Dlaczego nie warto bezrefleksyjnie uczyć się historii z Netflixa?

Witajcie w świecie, gdzie koronacje są wyjątkowo pompatyczne, królowe zawsze stylowe, a konflikty międzynarodowe rozgrywają się z rozmachem godnym hollywoodzkich produkcji. Netflixowa kapsuła czasu oferuje nam szereg porywających opowieści, które wprowadzają nas w zawiłe meandry historii, od skomplikowanych machinacji politycznych za zamkniętymi drzwiami dworu Tudorów, po burzliwe i niezwykłe życie gangsterów z epoki prohibicji.

Ale co, jeśli granica między prawdą a fikcją zaczyna się zacierać w tych cudownie wyreżyserowanych serialach? Czy jesteśmy naprawdę świadomi, gdzie kończy się prawdziwa historia, a zaczyna się twórcza swoboda? W erze, gdy „Netflix and chill” staje się częścią naszej codziennej rutyny, zastanówmy się na moment, jak bardzo powinniśmy polegać na tych źródłach jako naszych przewodnikach przez skomplikowane labirynty przeszłości. Ale czy możemy zaufać „The Crown”, „Narcos” czy „Peaky Blinders” jako wiarygodnym źródłom edukacji historycznej? I czy fabularyzowane seriale oznaczone jako „dokumentalne”, dają nam większą rękojmię rzetelności? Czy Kleopatra wyglądała tak, jak pokazano ją w cyklu „Afrykańskie królowe”, a Drakula był tak pewny siebie, jak przedstawiono to w produkcji „Mehmed kontra Wład”?

Nieprecyzyjność i twórcza swoboda

Kiedy zasiadamy do oglądania ulubionych seriali historycznych, przenosimy się w czasie do epok pełnych bohaterskich bitew, intryg dworskich i bujnej mody, które mogą nas oczarować swoim majestatem i dramatyzmem. Ale w tej malowniczo przedstawionej przeszłości często istnieje pewne „ale”. To jest miejsce, gdzie historia spotyka się z wyobraźnią twórców, gdzie rzeczywistość miesza się z fikcją, a prawda… no cóż, prawda zdarza się być elastyczna.

Twórcy seriali, podobnie jak reżyserzy filmów, są przede wszystkim artystami. Mają za zadanie utworzyć opowieść, która przyciągnie i zatrzyma widza, oferując mu nie tylko naukę, ale przede wszystkim emocje. Muszą zaspokoić naszą potrzebę dramatu, napięcia, romansu i humoru – wszystko to musi być zawarte w jednym, elegancko podanym pakiecie. Czy zawsze jest to zgodne z faktami? Zdecydowanie nie.

Weźmy na przykład królową Elżbietę I, przedstawioną w serialu „The Crown”. Czy każde jej słowo, każde spojrzenie, każda decyzja jest zgodna z faktami historycznymi? Trudno powiedzieć. W końcu większość z nas nie siedziała w tych zamkniętych salach, gdzie podejmowano decyzje, które miały zmienić bieg historii. A i twórcy serialu też nie mieli tej możliwości. Musieli polegać na swojej twórczej interpretacji, bazując na dostępnych źródłach, ale również na wymogach narracyjnych, które nierzadko bywają ważniejsze od ścisłego przestrzegania faktów.

Krok do zafałszowania historii

Wyobraźmy sobie moment, kiedy król Richard III woła: „Moje królestwo za konia!” na polu bitwy Bosworth Field, potykając się w swoim zbrojnym okryciu, przerażony i zdesperowany. Jednak co, jeżeli, tak naprawdę, ten moment nigdy nie miał miejsca, a jest wytworem dramatycznej imaginacji Williama Szekspira? Co, jeżeli serial historyczny, który uwielbiamy, po prostu zdecydował się na użycie tego tekstu dla dodania dramatyzmu, pomijając fakt, że jest to zmyślone?

Tu zaczyna się problem. Kiedy serial historyczny przekracza granicę między dramatyzacją a dezinformacją, mamy do czynienia z czymś, co przypomina fałszowanie historii. Takie przypadki mogą być niebezpieczne, ponieważ mogą zniekształcić nasze postrzeganie przeszłości, a co za tym idzie, wpłynąć na nasze rozumienie teraźniejszości.

Przykładowo, jeśli serial przedstawi pewne wydarzenia lub postacie w sposób uproszczony lub jednowymiarowy, może to prowadzić do utrwalania stereotypów, przekłamań lub niesprawiedliwych ocen. Kiedy „czarny charakter” jest zawsze czarny, a „biały rycerz” zawsze biały, tracimy możliwość zrozumienia rzeczywistej złożoności ludzkiego doświadczenia i moralności.

Jeszcze bardziej niepokojące jest to, że te nieścisłości mogą mieć wpływ na prawdziwe decyzje polityczne i społeczne. Wszak historia jest często wykorzystywana do budowania narodowych tożsamości i ideologii, a więc jej zniekształcenie może służyć manipulacji i propagandzie.

Ufać, ale sprawdzać

Na koniec, wracając do naszego wyimaginowanego świata koronacji, intryg i konfliktów, warto podkreślić, że seriali historycznych nie należy porzucać. Są one cenną formą rozrywki, która ma potencjał do inspiracji, do zaintrygowania nas historycznymi epokami, postaciami i wydarzeniami. Są jak barwne, tętniące życiem obrazy, które przypominają nam, jak ciekawa, złożona i fascynująca może być historia.

Jednak to, co musimy pamiętać, to fakt, że obrazy te są często przerysowane, udekorowane na potrzeby dramatu i atrakcyjności. Są to obrazy, które nie zawsze są wiarygodne, które nie zawsze są dokładne. Nie powinniśmy przyjmować ich za całkowitą prawdę, lecz raczej za inspirację do dalszego poszukiwania, do czytania, do nauki, do poszerzania naszego zrozumienia świata i jego historii.

Pamiętajmy, że prawdziwa historia jest o wiele bardziej skomplikowana, złożona i zróżnicowana, niż może nam się wydawać po oglądaniu serialu na Netflix. Jest pełna niuansów, które nie zawsze są łatwe do przekazania na ekranie. Tak więc, zamiast bezrefleksyjnie uczyć się historii z seriali, powinniśmy traktować je jako punkt wyjścia, jako inspirację do dalszego poszukiwania prawdy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *